środa, 10 lipca 2013

This is the end...

Cztery dni do wyjazdu. Meble, które z nami nie jadą, sprzedane. Sprzęt dzidziusiowy również. Call me Królowa czeskiego allegro. Żeby dać, przyzwoite ogłoszenie muszę wykonać około tysiąc copy paste. Wyjeżdżając nie poskromiłam dlouhého a i innych. Tzn, niby wiem, jednak zawsze coś umyka.
Za to ceny wspaniałe, telefon nie milknie od miesiąca. Nawet gdy byłam Jeszcze Piękniejsza tak się nie dobijano!

Wyrzucone 12 worków 12o litrów. Tabliczka mnożenia nie obejmuje ogromu rzeczy left behind.  Każda półeczka przejrzana, double checked. Rzeczy sprzed ciąży z Bułeczką w dużej części oddane. Rzeczy sprzed ciąży z Dużą również.
Czas zacząć nowy rozdział...

Przepraszam cię rzeko, że zawsze patrzyłam w stronę hradu z mostu na zastavce Jiráskovo náměstí wracając wieczorem autobusem. Druga strona też jest piękna latarniami na falach.

Dziękuję ci Prago za siedem pięknych lat, przeżyłam tu tyle, że starczy na dwa życia.

Może kiedyś wrócimy. Wiem, że jest do czego! 




niedziela, 9 czerwca 2013

Dzień bez deszczu to dzień stracony...





Jako, że nie padało już trzy dni, a od wczoraj mamy nawet kawałek słońca nad miastem, postanowiono urządzić w przecudnych, niedostępnych zwykle dla maluczkich, ogrodach polskiej ambasady, piknik z okazji Dnia Dziecka. Nazwany tak po światowemu Dniem Rodzinnym.
Jesteśmy stałym bywalcami tego typu imprez, można spotkać znajome twarze, posłuchać pięknej polskiej mowy nieznajomych, a dzisiaj, nawet coś przekąsić. Tym samym chciałam przeprosić, że ciasto było kupne. Dostałam wychodne od pieca i postanowiliśmy z rodziną zjeść Śniadanie Mistrzów przy Wełtawie, by Najlepszy Mąż Świata zobaczył co tu się działo, gdy on balował po Bukaresztach i innych Kischinauach . Bo, choć woda opada, wrażenie nadal jest makabryczne.










Wracając do milszych rzeczy, a place to go: Bella Vida http://www.bvcafe.cz/ .  Tarasik, widoczek, słoneczko, kaweczka i….. miła obsługa! Polecam. Największe Marudy wprowadza w dobry humor.

Ale miało być o pikniku. Bułeczka za nic ma godziny rozpoczęcia tego rodzaju eventów i postanowiła dłużej podrzemać. Gdyby piknik był o siódmej rano, na bank by wstała na czas!  Kto miał w życiu więcej kontaktu z dziećmi niż oglądanie reklamy z bobaskiem Gerbera w telewizji, wie, iż brzdąca śpiącego się nie rusza, gdyż nie obudzimy wówczas rozkosznego bobaska, lecz wściekłego orka z Władców Pierścieni.

 Czekaliśmy grzecznie i na polski spęd dotarliśmy z opóźnieniem. Za to z dzidziusiem w humorze. 


Na konkursy zdążyliśmy. Donoszę, iż zgarnęłyśmy z Dużą pierwsze miejsce w walce o hula hop, a Najlepszy Mąż Świata nie upadł skacząc w worku, czego nie można powiedzieć o wszystkich biorących udział w tej konkurencji. Jednocześnie zgłaszam protest, naszą nagrodą była czekoladka. Ta sama dla wszystkich. A na dodatek, ja nie mogę teraz spożywać wyrobów z mlekiem w proszku!  Bardzo demotywujące. Był to ostatni raz, gdy skakałam i tańczyłam publicznie za czekoladkę! 

Byłoby extra, bo dobrego żarełka było w bród, muzyka na żywo, przedstawienie Trampoliny, i loteria, gdzie każdy los wygrywał, gdyby nie.... oberwanie chmury. Dawno w Pradze nie padało… Lunęło tak, że biegusiem, zakosami po pięknych ogrodach towarzystwo ubrane na biało, pędziło w kierunku kawałka zadaszenia. Dzieci, wózki, mamusie, tatusiowie, kto żyw, gnał przed siebie. Zrobił się zator w drzwiach, co nie poprawiło sytuacji, a potem ubiliśmy kilkaset osób w małej salce.
Mokre ciała parowały, panie obsługujące loterię ratując sytuację, zaczęły rozdawać czekolady na prawo i lewo. Duża wyszabrowała nawet książkę po czesku choć po czesku nie czyta… Gdy się zorientowała, poszła reklamować i wymieniła na, bardzo jej potrzebny, różowy długopis Barbie. 


 A Bułeczka zdecydowała, że jest to wyśmienity moment na wypróżnienie jelit, co też radośnie zrobiła. W końcu dzień rodzinny! Ale to by było na tyle z trzymania fasonu w Ambasadzie...



Ogrody piękne, znajomi dopisali, organizacja na dużą piątkę z plusem. Dziękujmy! I ciężko nam na duszy, na myśl,  że za rok będziecie się bawić bez nas....

wtorek, 4 czerwca 2013

Dzień Trzeci

W nocy z poniedziałku na wtorek do Pragi miała dotrzeć fala, po spuszczeniu zbiorników retencyjnych. Poziom wody osiągnął maksimum (3210 metrów sześciennych na sekundę) o 6 rano, i od tej pory powoli, powoli woda opada. Co nie znaczy, ze sytuacja powróciła do normy....


Dziś w południe rzeka w centrum wyglądała tak:




Jeden most został zamknięty dla samochodów, jeździły tylko tramwaje. Most Karola zamknięty od 2 dni... Za to jeżdżą po nim dźwigi...  









Miejsca pod mostami naprawdę niewiele, czas najwyższy by Vltava przestała przybierać!

A gdy chciałam zejść do parku Kampa, skąd robiłam zdjęcia przedwczoraj, napotkałam to:


i widok z drugiej strony:


Moje ulubione muzeum zalane...



I nie tylko Kampa...





Woda jest brzydka, spieniona, pełna drewna, brązowa...




Zamknięte są parki praskie, łącznie z moim. Drzewa wypadają z podmokłej ziemi. Wczoraj zginęła w ten sposób kobieta...




Gdzie się nie spojrzy, tylko woda...



Wrażenie robią zamknięte ulice



i przygotowania mieszkańców...




Ale chyba najbardziej chyba czeski luz, ludzie szukają okazji do wytchnienia.
Wczoraj dostałam takiego maila a propos zamknięcia jednej z głównych stacji metra: Na Mustku zrobiło się naprawdę groźnie.




P.S. Chciałam podziękować Bułeczce, która leży cierpliwie w wózku gdy mama robi zdjęcia i nie protestuje nawet, gdy, po zgubieniu folii,  jej świat przesłaniam. 


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dzień Drugi....

Smichov dziś po południu

Brunatny i zalany

 







Nowa restauracja, o której pisałam dwa tygodnie temu...









Kosz lekko falował, jak po piwku...









 Wiele miejsca pod mostami nie zostało...


W nocy ma przyjść największa fala...